Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/084

Ta strona została uwierzytelniona.

ski rzucił się na posianie. Spał twardo i nazajutrz zbudził się z gotowem postanowieniem. Ubrali się tedy z panem Longinem śpiesznie, ile że i wozy stały już w gotowości, a żołnierze pana Skrzetuskiego siedzieli na koniach gotowi do odjazdu. W gościnnej izbie poseł pokrzepiał się polewką w towarzystwie Kurcewiczów i starej kniahini; Bohuna tylko nie było; niewiadomo: spał jeszcze, czy odjechał.
Posiliwszy się, Skrzetuski rzekł:
— Mościa pani! Tempus fugit, za chwilę na koń nam siadać trzeba, nim więc podziękujemy wdzięcznem sercem za gościnę, mam ja tu ważną sprawę, o którejbym chciał z jejmość panią i z ichmość jej synami kilka słów na osobności pomówić.
Na twarzy kniahini odmalowało się zdziwienie; spojrzała na synów, na posła i pana Longina, jakby pragnąc z ich twarzy odgadnąć o co idzie, i z pewnym niepokojem w głosie rzekła:
— Służę waszmości.
Poseł chciał wstawać, ale mu nie dozwoliła, natomiast przeszli do owej sieni, pokrytej zbroją i orężem. Młodzi kniaziowie ustawili się szeregiem za matką, która, stanąwszy naprzeciw Skrzetuskiego, spytała:
— O jakiejże sprawie waćpan chcesz mówić?
Namiestnik utkwił w niej wzrok bystry, surowy prawie i rzekł:
— Wybacz jejmość i wy, młodzi kniaziowie, że przeciw zwyczajowi postępując, zamiast przez zacnych posłów mówić, sam w sprawie mej rzecznikiem będę. Ale nie może być inaczej, a gdy z musem nikt walczyć nie zdoła, przeto bez dłuższego kunktatorstwa, przedstawiam jejmość pani i ichmościom, jako opiekunom, moją