Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

chta, używali panowie, wiecznie spory ze sobą wiodący, gdy jednak i takich wypraw brakło, to siedzieli cicho po wsiach, pracując do upadłego i w pocie czoła zdobywając chleb powszechni.
I trwało tak czasem rok, dwa, aż nagle przychodziła wieść o jakowejś walnej wyprawie, czy to jakiego atamana na Tatarów, czy na „lachiw“, czy wreszcie paniąt polskich na Wołoszczyznę; — i wnet ci kołodzieje, kowale, garbarze, woskoboje porzucali spokojne zajęcie i przedewszystkiem poczynali pić na śmierć we wszystkich szynkach ukraińskich.
Przepiwszy wszystko, pili dalej na borg, ne na to szczo je, ale na to, szczo bude. Przyszłe łupy miały zapłacić hulatykę.
Zjawisko owo powtarzało się tak stale, że później doświadczeni ludzie ukraińscy zwykli mawiać: „ocho! trzęsą się szynki od niżowców — w Ukrainie coś się gotuje“.
I starostowie wzmacniali zaraz załogi w zamkach, pilnie dając na wszystko baczenie, panowie ściągali poczty — szlachta wysyłała żony i dzieci do miast.
Owóż wiosny tej, kozacy poczęli pić jak nigdy, trwonić na ślepo wszelakie zapracowane dobro i to nie w jednym powiecie, nie w jednem województwie, ale na całej Rusi, jak długa i szeroka.
Coś się więc gotowało na prawdę, chociaż sami niżowcy nie wiedzieli zgoła co takiego. Zaczęto mówić o Chmielnickim, o jego na Sicz ucieczce, i o grodowych z Czerkas, Bogusławia, Korsunia i innych miast, zbiegłych za nim — ale powiadano też i co innego. Od lat całych krążyły już wieści o wielkiej wojnie z pogany, której król chciał, by dobrym mołojcom łupu przyspo-