baczenie waszej miłości, jeśli w czem mu nie wygodziłem w ubogim domu moim w Czehrynie, na prażniku św. Mikołaja — i żem odjechał na Zaporoże bez wiadomości i pozwolenia“.
— Patrzcie waszmościowie — mówił do Zaćwilichowskiego i Skrzetuskiego Barabasz — jak to naigrawa się ze mnie, a przecież jam to go wojny uczył i prawie ojcem mu byłem.
— Zapowiada tedy, że z całem wojskiem zaporozkiem upominać się o przywileje będzie — rzekł Zaćwilichowski. — Wojna to jest poprostu domowa, od wszystkich wojen straszniejsza.
Na to Skrzetuski:
— Widzę, że mi się trzeba śpieszyć; dajcie mi waszmościowie listy do tych, z którymi w komitywę wejść mi przyjdzie.
— Do atamana koszowego masz waść?
— Mam od samego księcia.
— Dam ci tedy do jednego kurzeniowego, a imć Barabasz ma tam też krewniaka Barabasza; od nich dowiesz się wszystkiego. A kto wie, czy to już nie zapóźno na takową ekspedycyę. Chce książę wiedzieć, co tam naprawdę słychać? — krótka odpowiedź: źle słychać! a chce wiedzieć czego się trzymać? — krótka rada: zebrać jak najwięcej wojska i z hetmany się połączyć.
— To pchnijcie do księcia gońca z odpowiedzią i radą — rzekł pan Skrzetuski. — Ja muszę jechać, bom tam posłan i decyzyi książęcej zmieniać nie mogę.
— A czy wiesz waść, że to okrutnie niebezpieczna wyprawa? — rzekł Zaćwilichowski. — Tu już lud tak wzburzony, że osiedzieć się trudno. Gdyby nie blizkość
Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.