Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

niosłą postać, trzymającą się prosto i dumnie, choć ręce jej związane były łykiem. Ale Hładki dorzucił wiązkę łuczywa, po chwili bujny płomień strzelił w górę i oblał jasnem światłem oblicze więźnia, który zwrócił się ku Chmielnickiemu.
Ujrzawszy go, Chmielnicki drgnął.
Więzień — był to pan Skrzetuski.
Tuhaj-bej wypluł łuskwiny słoneczników i mruknął po rusińsku:
— Ja toho Lacha znaju — on buw u Krymu.
— Na pohybel mu! — zawołał Hładki.
— Na pohybel! — powtórzył Czarnota.
Chmielnicki opanował już wrażenie. Powiódł tylko oczyma po Hładkim i Czarnocie, którzy pod wpływem tego wzroku umilkli, następnie zwróciwszy się do koszowego, rzekł:
— I ja jeho znaju.
— Ty skąd? — spytał koszowy Skrzetuskiego.
— W poselstwiem jechał do ciebie, atamanie koszowy, gdy mnie zbójcy na Chortycy napadli i wbrew obyczajom, obserwowanym u najdzikszych narodów, ludzi mi wybili, a mnie, nie bacząc na godność mą poselską i urodzenie, zranili, znieważyli, i jako jeńca tu przywiedli, o co pan mój J. O. książę Jeremi Wiśniowiecki będzie się umiał u ciebie, atamanie koszowy, upomnieć.
— A czego ty nieszczerość swoją okazał? czemu ty dobrego mołojca obuchem rozszczepił? czemu ty ludzi nabił, we czworo tyle, ile was wszystkich było? A tu z listem do mnie jechał, by na gotowość naszą spoglądać i Lachom o niej donosić? Wiemy także, że ty i do zdrajców wojska zaporoskiego miał listy, aby