Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.

na odgłos surm wojennych stara żołnierska krew poczęła w nim krążyć silniej, bo był to przecie czasu swego wsławiony rycerz i wódz stepowy; ale zaraz po wyruszeniu, ukołysał go plusk wioseł, uśpiły pieśni semenów i łagodny ruch bajdaków, więc zapomniał o świecie bożym. Krzeczowski wszystkiem rządził i zawiadywał, Barabasz zaś budził się tylko do jedzenia; najadłszy się, pytał ze zwyczaju o to i owo — zbywano go ladajaką odpowiedzią, w końcu wzdychał i mawiał: „Ot radby ja z inną wojną do mogiły się kłaść, ale wola Boża!“
Tymczasem łączność z wojskiem koronnem, idącem pod wodzą Stefana Potockiego, została od razu przerwana. Krzeczowski narzekał, że hussarya i dragonia za wolno idą, że nadto u przepraw marudzą, że młody syn hetmański nie ma wojskowego doświadczenia, ale z tem wszystkiem kazał wiosłować i płynąć naprzód.
Bajdaki płynęły więc z biegiem dnieprowym ku Kudakowi, oddalając się coraz bardziej od wojsk koronnych.
Nareszcie zasłyszano pewnej nocy huk dział.
Barabasz spał i nie obudził się — natomiast Flik, który płynął naprzód, wsiadł w podjazdkę i udał się do Krzeczowskiego.
— Mości pułkowniku — rzekł — to kudackie armaty! — Co mam czynić?
— Zatrzymaj waść bajdaki. Zostaniemy przez noc w oczeretach.
— Chmielnicki widocznie zamek oblega. Mojem zdaniem należałoby pośpieszyć z odsieczą.
— Ja waści o zdanie nie pytam, jeno rozkaz daję. Przy mnie komenda.
— Mości pułkowniku!...