— Słuchaj, Bohun — wołał — zdrajca Dopuło najlepszy trojniak utaił. Poszedłem z nim do piwnicy — patrzę: siano, nie siano wedle węgła. Pytam: co jest? rzeknie: suche siano! Kiedy nie spojrzę bliżej, aż tu łeb od gąsiorka wygląda, jak Tatar z trawy. O! taki synu! mówię, podzielimy się robotą, ty zjesz siano, boś wół, a ja miód wypiję, bom człowiek. Przyniosłem też gąsiorek na godziwą próbę, daj jeno kubków.
To rzekłszy, pan Zagłoba jedną ręką pod bok się ułapił, drugą podniósł gąsiorek nad głową i śpiewać począł:
Hej Jaguś, hej Kunduś, daj jeno szklanic,
Daj autem i pysia, nie zważaj na nic.
Tu pan Zagłoba przerwał nagle, ujrzawszy Rzędziana, postawił gąsiorek na stole i rzekł:
— O jak mnie Bóg miły, toż-to pachołek pana Skrzetuskiego.
— Czyj? — spytał śpiesznie Bohun.
— Pana Skrzetuskiego, namiestnika, któren do Kudaku pojechał, a mnie tu przed wyjazdem takim miodem łubniańskim częstował, że niech się każdy inny z pod wiechy schowa. Co zaś się z twoim panem dzieje? co? Zdrów-li?
— Zdrów i kazał się waszmości kłaniać — rzekł zmieszany Rzędzian.
— Wielkiej to jest fantazyi kawaler. A ty jakże się w Czehrynie znalazłeś? Czemu cię to pan z Kudaku odesłał ?
— Pan jako pan — rzecze na to pacholik — ma swoje sprawy w Łubniach, za któremi mnie wrócić kazał, bo i nie miałem co robić w Kudaku.