Przez cały ten czas Bohun patrzył bystro na Rzędziana, nagle rzekł:
— Znam i ja twego pana, widziałem go w Rozłogach.
Rzędzian przekrzywił głowę i nadstawiwszy ucha, niby to nie dosłyszawszy, spytał:
— Gdzie?
— W Rozłogach.
— To Kurcewiczów — rzekł Zagłoba.
— Czyje? — pytał znów Rzędzian.
— Widzę, żeś coś ogłuchł — zauważył sucho Bohun.
— Bom się też nie wyspał.
— To się jeszcze wyspisz. Powiadasz tedy, że twój pan wysłał cię do Łubniów?
— A jakże.
— Pewnie tam ma jaką podwikę — wtrącił pan Zagłoba — do której afekt przez ciebie przesyła.
— Czy ja tam wiem, mój jegomość, może ma, a może i nie ma — rzecze Rzędzian.
Następnie skłonił się Bohunowi i panu Zagłobie.
— Niech będzie pochwalony — rzekł, zabierając się do odejścia.
— Na wieki! — odparł Bohun — poczekaj-no, ptaszku, nie śpiesz się. A czemuś to ty przedemną taił, żeś jest pacholikiem pana Skrzetuskiego?
— A bo mnie jegomość i nie pytał, a ja sobie myślę: co mam o byle czem mówić. Niech będzie pochwalo...
— Poczekaj — mówię. — Listy jakowe od pana wieziesz?
— Pańska rzecz pisać, a moja jako sługi oddać,
Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/012
Ta strona została uwierzytelniona.