Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/015

Ta strona została uwierzytelniona.

— Drugie jest do kniaziówny Heleny.
— Czytaj, czytaj!
Zagłoba zaczął:
„Najsłodsza umiłowana Halszko, serca mego pani i królowo! Gdy po służbie książęcej jeszcze nie mały czas w tych stronach zostać muszę, piszę tedy do stryjny, abyście do Łubniów zaraz jechały, w których żadna twej niewinności szkoda zdarzyć się od Bohuna nie może i wzajemny afekt nasz na szwank narażon nie będzie...“
— Dosyć — krzyknął nagle Bohun i porwawszy się w szale od stołu, skoczył ku Rzędzianowi. Obuch zawarczał w jego ręku i nieszczęsny pacholik, uderzony wprost w piersi, jęknął tylko i zwalił się na podłogę. Obłęd porwał Bohuna: rzucił się na pana Zagłobę i wyrwał mu listy.
Zagłoba, porwawszy gąsiorek z miodem, skoczył ku piecowi i krzyczał:
— W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego! Człeku, czyś ty się wściekł, czyś oszalał? Uspokójże się, zmityguj! Wsadźże łeb w wiadro, do stu dyabłów — słyszyszże mnie!
— Krwi, krwi! — wył Bohun.
— Czy ci się rozum pomieszał? Wsadźże łeb w wiadro, mówię ci! Masz już krew, rozlałeś ją i to niewinnie. Już ten nieszczęsny wyrostek nie dysze. Dyabeł cię opętał — alboś sam dyabeł z ostatkiem. Opamiętajże się, a nie, to jechał cię sęk, pogański synu!
Tak krzycząc, pan Zagłoba przesunął się z drugiej strony stołu ku Rzędzianowi i schyliwszy się nad nim, jął go macać po piersiach i rękę mu do ust przykładać, z których krew się rzuciła obficie.
Bohun uchwycił się tymczasem za głowę i skowy-