Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/034

Ta strona została uwierzytelniona.

zmęczenia. Twarz miał bladą i pokrwawioną, gdyż dwa razy ostrze kniazia dotknęło jego głowy. Błędny wzrok jego przenosił się z trupa Mikołaja na trupa Simeona, a czasem padał na zsiniałe oblicze kniahini, którą mołojcy, trzymając za włosy, przyciskali kolanami do ziemi, bo się rwała z ich rąk do trupów dzieci.
Wrzask i zamieszanie w sieni powiększało się z każdą chwilą. Kozacy ciągnęli na powrozach czeladź Kurcewiczów i mordowali ją bez litości. Podłoga była zalana krwią i zapełniona trupami, dymem od wystrzałów, ściany już obdarte, ptactwo nawet pobite.
Nagle drzwi, pod któremi stał Bohun, otworzyły się na rozcież. Watażka obrócił się i cofnął nagle.
We drzwiach ukazał się ślepy Wasil, a obok niego Helena, ubrana w białe giezło, blada sama jak giezło, z oczyma rozszerzonemi z przerażenia, z otwartemi usty.
Wasil niósł krzyż, który trzymał na wysokości twarzy, w obu dłoniach. Wśród zamieszania, panującego w sieni, wobec trupów, krwi rozlanej kałużami na podłodze, połysku szabel i rozpłomienionych źrenic, dziwnie uroczyście wyglądała ta postać wysoka, wynędzniała, z siwiejącym włosem i czarnemi jamami zamiast oczu. Rzekłbyś duch, albo trup, który zrzucił całun i przychodzi karać zbrodnię.
Krzyki umilkły. Kozacy cofali się przerażeni, ciszę przerwał spokojny, ale bolesny i jęczący głos kniazia.
— W imię Ojca, i Spasa, i Ducha i Świętej przeczystej! mężowie, którzy przychodzicie z dalekich stron, zali przychodzicie w imię Boże?
„Albowiem: „błogosławiony mąż w drodze, który idąc, opowiada słowo Boże“.