Semenom wydało się to zupełnie naturalnem, że w zastępstwie Bohuna objął komendę pan Zagłoba. Tak już zdarzało się nieraz i mołojcy radzi temu bywali, bo szlachcic pozwalał im zawsze na wszystko.
Strażnicy pili więc wraz z innymi — pan Zagłoba zaś wszedł w rozmowę z chłopami z Rozłogów.
— Chłopie? — pytał starego „pidsusidka“ — a daleko stąd do Łubniów?
— Oj daleko, pane! — odparł chłop.
— Na rano możnaby stanąć?
— Oj, nie stanie, pane!
— A na południe?
— Na południe prędzej.
— A którędy jechać?
— Prosto do gościńca
— To jest gościniec?
— Kniaź Jarema kazał, żeby był, to i jest.
Pan Zagłoba mówił umyślnie bardzo głośno, aby wśród krzyków i gwaru spora garść semenów mogła go słyszeć.
— Dajcie i im gorzałki — rzekł do mołojców, ukazując na chłopów — ale wprzód dajcie mnie miodu, bo chłodno.
Jeden z semenów zaczerpnął z beczki trojniaku w garncową blaszankę i podał ją na czapce panu Zagłobie.
Szlachcic wziął ostrożnie we dwie ręce, aby płyn się nie rozlał, przytknął garncówkę do wąsów i przechyliwszy w tył głowę, jął pić wolno, ale bez wytchnienia.
Pił, pił — aż mołojcy poczęli się dziwić. „Baczyw
Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/040
Ta strona została uwierzytelniona.