Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/052

Ta strona została uwierzytelniona.

straszna. Kraj w ogniu, chłopstwo wszędy powstaje, krew się leje! Uciekaj waćpan!
Pan Zagłoba oczy wybałuszył, usta otworzył i zdumiał tak, że słowa nie mógł przemówić.
— Uciekaj waćpan! — powtórzył Pleśniewski.
— Jezus Marya! — jęknął pan Zagłoba.
— Jezus Marya! — powtórzyła Helena i wybuchnęła płaczem.
— Uciekajcie, bo czasu niema.
— Gdzie? Dokąd?
— Do Łubniów.
— A ty tam dążysz?
— Tak jest. Do księcia wojewody.
— A niechże to kaduk porwie! — zawołał pan Zagłoba. — A hetmani gdzie są?
— Pod Korsuniem. Ale Krzywonos już pewnie się bije z nimi.
— Krzywonos, czy Prostonos, niechże go zaraza ukąsi. To tam niema po co jechać?
— Jako lwu w paszczę, na zgubę waćpan leziesz.
— A ciebie kto wysłał do Łubniów? Twój pan?
— Pan z życiem uszedł, a mnie kum mój, co go mam między zaporożcami, życie ocalił i uciec pomógł. Do Łubniów sam z własnej myśli jadę, bo i nie wiem, gdzie się schronić.
— A omijaj Rozłogi, bo tam Bohun. On także do rebelii chce się zapisać.
— O dla Boga! Rety! W Czehrynie mówili, że jeno patrzeć, jak i na Zadnieprzu chłopstwo się podniesie!
— Być to może, być może! Ruszajże w swoją drogę, gdzieć się podoba, bo ja mam dość o swojej skórze myśleć.