Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/062

Ta strona została uwierzytelniona.

— On z Czehryna prijchaw. Tam Lachiw riżut.
— A wiesz ty, chłopie, kto do Czehryna za nami jedzie?
— Kto takij?
— Kniaź Jarema!
Zuchwałe twarze czabanów spokorniały w jednej chwili. Wszyscy jakby na komendę poodkrywali głowy.
— A wiecie wy, chamy — mówił dalej pan Zagłoba — co Lachy robią z takimi co riżut? oni takich wiszajut. A wiecie ile kniaź Jarema wojska prowadzi, a wiecie, że on nie dalej jak pół mili stąd? A co, psie dusze? Dudy w miech? Jak to wy nas tu przyjęli? Studnia wam wyschła? wody dla koni nie macie? A basałyki! a kobyle dzieci! pokażę ja wam!
Ne serdyteś, pane! Studnia wyschła. My sami do Kahamliku jeździm poić i wodę dla siebie nosimy.
— A skurczybyki!
— Prostyte, pane. Studnia wyschła. Każecie, to skoczym po wodę.
— Obejdzie się bez was, sam pojadę z pachołkiem. Gdzie tu Kahamlik? — spytał groźnie.
— Ot, dwie staje stąd! — rzekł kosooki, pokazując na pas zarośli.
— A do gościńca czy tędy muszę wracać, czy brzegiem dojedzie?
— Dojedzie, panie. Milę stąd rzeka do gościńca skręca.
— Pachołek, ruszaj przodem! — rzekł pan Zagłoba, zwracając się do Heleny.
Mniemany pachołek skręcił konia na miejscu i poskoczył.
— Słuchać! — rzekł Zagłoba, zwracając się do