Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/082

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ej did! did! — poczęto wołać w gromadzie.
— Sława Bohu! — rzekł pan Zagłoba.
— Na wiki wikiw.
— Skażyte ditki, wże je Demianówka?
— Demianówka. Abo szczo?
— Bo mnie po drodze mówili — ciągnął dalej dziad — że tu dobrzy ludzie mieszkają, co dziada przygarną, nakarmią, napoją, przenocują i hroszi dadut. Ja stary, daleką drogę odbył, a chłopiec to już dalej krokiem nie może. On biedny, niemowa, mnie starego prowadzi, bo nie widzę, ślepiec ja nieszczęsny. Bóg was pobłogosławi dobrzy ludzie i święty Mikołaj, cudotwórca, pobłogosławi, święty Onufrij pobłogosławi. W jednem oku trochę mi światła Bożego zostało, a drugie ciemne na wieki; tak z teorbanem chodzę, pieśni śpiewam i żyję jak ptaki, tem co z rąk dobrych ludzi spadnie.
— A skąd wy, didu?
— Oj, z daleka, z daleka. Ale pozwólcie spocząć, bo widzę pod kuźnią jest ława. Siadaj i ty, nieboże — mówił dalej — ukazując ławkę Helenie. My aż z nad Ladawy, dobrzy ludzie. Ale z domu dawno, dawno wyszli, a teraz z Browarków z odpustu idziemy.
— A co tam słyszeli dobrego? — pytał stary chłop z kosą w ręku.
— Słyszeli, słyszeli, ale czy co dobrego, nie wiemy. Ludzi tam naschodziło się mnogo. O Chmielnickim mówili, że hetmańskiego syna i jego łycariw zwojował. Słyszeli także, że na ruskim brzegu chłopi na panów się podnoszą.
Gromada otoczyła zaraz Zagłobę, który, siedząc obok kniaziówny, od czasu do czasu w struny liry uderzał.
— To wy, ojcze, słyszeli, że się podnoszą?