Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/086

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze mówi.
Mudryj did!
— To ty widział kniazia w drodze?
— Widzieć, nie widziałem, alem w Browarkach słyszał, że już ruszył z Łubniów; pali i ścina, gdzie jedną spisę znajdzie: ziemię i niebo zostawia.
— Hospody pomiłuj!
— A gdzie nam Chmiela szukać?
— Poto ja tu, ditki, przyszedł, żeby wam powiedzieć, gdzie Chmiela szukać. Pójdźcie wy, dzieci, do Zołotonoszy, a potem do Trechtymirowa pójdziecie, i tam już Chmiel będzie na was czekał, tam się też ze wszystkich wsiów, sadyb i chutorów ludzie zbiorą, tam i Tatary przyjdą, bo inaczej kniaź wszystkim wamby po ziemi, po matce, chodzić nie dał.
— A wy, ojcze, pójdziecie z nami?
— Pójść nie pójdę, bo stare nogi ziemia już ciągnie. Ale mnie telegę zaprzężcie, taj pojadę z wami. A przed Zołotonoszą pójdę naprzód zobaczyć, czy tam pańskich żołnirów niema. Jak będą, to ominiemy i prosto na Trechtymirów pociągniem. Tam już kozacki kraj. A teraz mnie jeść i pić dajcie, bom ja stary głodny i pachołek mój głodny. Jutro rano ruszymy, a po drodze o panu Potockim i o kniaziu Jaremie wam zaśpiewam. Oj, srogie to lwy! Wielkie będzie przelanie krwi na Ukrainie, niebo czerwieni się okrutnie, a i miesiąc jakoby we krwi pływa. Proście wy, ditki, zmiłowania Bożego, bo niejednemu nie chodzić już długo po Bożym świecie. Słyszał ja też, że upiory z mogił wstają i wyją.
Jakiś przestrach ogarnął zgromadzone chłopstwo. Mimowoli zaczęli się oglądać, i żegnać i szeptać między sobą. Nakoniec jeden wykrzyknął: