i pomocą essauł, stary wilk stepowy, przyzwyczajony od młodości do tropienia Tatarów w Dzikich polach.
— Bat’ku! — rzekł — uciekali oni do Czehryna i mądrze uciekali, bo zyskali na czasie — ale gdy się o Chmielu i żółtowodzkiej od Pleśniewskiego dowiedzieli, zmienili drogę. Ty bat’ku sam widział, że zjechali z gościńca i w bok się rzucili.
— W step?
— W stepie jaby ich bat’ku znalazł, ale oni poszli ku Dnieprowi, by się do hetmanów dostać — więc poszli albo na Czerkasy, albo na Zołotonoszę i Prohorówkę... a jeśli i ku Perejasławu poszli, chociaż ne dumaju, to i tak ich znajdziemy. Namby, bat’ku, trzeba jednemu do Czerkas, drugiemu do Zołotonoszy, na czumacką drogę — i prędko, bo jak się przez Dniepr przeprawią, to do hetmanów zdążą, albo ich Tatary Chmielnickiego ogarną.
— Ruszajże ty do Zołotonoszy, ja do Czerkas pociągnę.
— Dobrze, bat’ku.
— A pilnuj dobrze, bo to chytry lis!
— Oj, i ja chytry, bat’ku.
Tak ułożywszy plan pogoni, skręcili natychmiast, jeden ku Czerkasom, drugi wyżej, ku Zołotonoszy. Wieczorem tegoż samego dnia, stary essauł Anton dotarł do Demianówki.
Wieś była pusta, zostały tylko same baby, gdyż wszyscy mężczyźni ruszyli za Dniepr, do Chmielnickiego. Widząc zbrojnych, a nie wiedząc, ktoby byli, baby pokryły się po strzechach i stodołach. Anton długo musiał szukać, nim odnalazł staruszkę, która nie obawiała się już niczego, nawet i Tatarów.
Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/092
Ta strona została uwierzytelniona.