— Nie. Z niemową.
— A jak wyglądał?
— Kto?
— Did?
— Oj, stary, stareńki, na lirze grał i na paniw płakał. Ale ja jego nie widziała.
— I on chłopów do buntu namawiał? — pytał raz jeszcze Anton.
— A on.
— Hm! ostańcie z Bogiem, mołodycio.
— Jedźcie z Bogiem.
Anton zastanowił się głęboko. Gdyby ten dziad był przebranym Zagłobą, dlaczegoby u licha chłopów do Chmielnickiego namawiał. Zresztą skądby przebrania wziął? Gdzieby koni zbył? Uciekał przecie konno. Ale przedewszystkiem, dlaczegoby chłopów do buntu namawiał i o przyjściu księcia ich ostrzegał? Szlachcicby nie ostrzegał i przedewszystkiem sam się pod moc książęcą schronił. A jeśli książę idzie do Zołotonoszy, w czem niemasz nic niepodobnego, to za Wasiłówkę niezawodnie zapłaci. Tu Anton wzdrygnął się, bo nagle kół nowy we wrotach wydał mu się kubek w kubek do pala podobny.
— Nie! Ten dziad, to był tylko dziad i nic więcej. Niema co gonić do Zołotonoszy, chyba uciekać w tamtą stronę.
Ale uciekłszy, co dalej robić? Czekać, to książę może nadejść — iść do Porohówki i za Dniepr się przeprawić, to znaczy na hetmanów wpaść.
Staremu wilkowi stepowemu stało się jakoś ciasno na szerokich stepach. Uczuł także, że wilkiem będąc, na lisa w panu Zagłobie trafił.
Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/094
Ta strona została uwierzytelniona.