Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/098

Ta strona została uwierzytelniona.

zda wchodziła w parów i formowała się szóstkami. Było ich ze trzysta koni. Anton spojrzał i lubo stary był wojownik, wszelkich niebezpieczeństw zwyczajny, przecie serce zadygotało mu w piersi, a na lice wystąpiła bladość śmiertelna.
Poznał dragonów księcia Jeremiego.
Uciekać było zapóźno, ledwie dwieście kroków dzieliło zastęp Antona od dragonów, a zmęczone konie semenów nie uszłyby daleko przed pogonią. Tamci też, dostrzegłszy ich, puścili się z miejsca rysią. Po chwili otoczono semenów ze wszystkich stron.
— Co wy za ludzie? — spytał groźno porucznik.
— Bohunowi! — rzekł Anton, widząc, że trzeba prawdę mówić, bo sama barwa zdradzi. Ale poznawszy porucznika, którego widywał w Perejasławiu, wykrzyknął zaraz z udaną radością: — Pan porucznik Kuszel! Sława Bohu!
— A to ty, Anton — rzekł porucznik, przyjrzawszy się essaułowi. — Co wy tu robicie? Gdzie wasz ataman?
— Każe, pane, hetman W. wysłał naszego atamana do księcia wojewody, prosząc o pomoc, tak ataman pojechał do Łubniów, a nam tu kazał włóczyć się po wsiach, by zbiegów łapać.
Anton łgał jak najęty, ale ufał w to, że skoro chorągiew dragońska idzie od strony Dniepru, nie może przeto jeszcze wiedzieć ani o napaści na Rozłogi, ani o bitwie pod Wasiłówką, ani o żadnych imprezach Bohunowych.
Wszelako porucznik rzekł:
— Rzekłby kto, do rebelii chcecie się przekraść.
— Ej, pane poruczniku — rzekł Anton — żeby