Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/099

Ta strona została uwierzytelniona.

my chcieli do Chmiela, takby my nie byli z tej strony Dniepru.
— Prawda jest — rzecze Kuszel — prawda oczywista, której ci nie mogę negować. Ale ataman nie zastanie księcia wojewody w Łubniach.
— O! a gdzież kniaź?
— Był w Przyłuce. Może dopiero wczoraj do Łubniów ruszył.
— To i szkoda. Ataman ma pismo od hetmana do kniazia, a z przeproszeniem waszej miłości, czy to wasza miłość z Zołotonoszy wojsko prowadzi?
— Nie. My stali w Kalenkach, a teraz dostali rozkaz, jak i wszystko wojsko, żeby do Łubniów ściągać, skąd książę całą potęgą wyruszy. A wy dokąd idziecie?
— Do Prohorówki, bo tam chłopstwo się przeprawia.
— Dużo już uciekło?
— Oj bahato! bahato!
— No, to jedźcie z Bogiem.
— Dziękujemy pokornie waszej miłości. Niech Bóg prowadzi.
Dragoni rozstąpili się i poczet Antona wyjechał z pośród nich ku ujściu jaru.
Minąwszy ujście, Anton stanął i słuchał pilnie, a gdy już dragoni zniknęli mu z oczu i ostatnie echa po nich przebrzmiały, zwrócił się do swoich semenów i rzekł:
— Wiecie durnie, że gdyby nie ja, toby wy za trzy dni na palach w Łubniach pozdychali. A teraz w konie, choćby ostatni dech z nich wyprzeć.
I ruszyli z kopyta.
— Dobra nasza! — myślał Anton — podwójnie dobra nasza; raz, żeśmy skórę całą unieśli, a powtóre,