czyną, która, lubo przebrana za dziadowskie pacholę, zwracała wszędy uwagę swoją nadzwyczajną pięknością.
Zaiste, było od czego głowę stracić.
Ale pan Zagłoba nigdy na długo jej nie tracił. Wśród największego zamętu w mózgownicy, widział doskonale to jedno, a raczej czuł najwyraźniej, że Bohuna boi się sto razy bardziej niż ognia wody, buntu, rzezi i samego Chmielnickiego. Na samą myśl, że mógłby dostać się w ręce strasznego watażki, skóra na panu Zagłobie cierpła. „Tenby mi dał łupnia! — powtarzał sobie co chwila. — A tu przedemną morze buntu!“
Pozostawał jeden sposób ocalenia: porzucić Helenę i zostawić ją na bożej woli, ale tego pan Zagłoba uczynić nie chciał.
— Nie może być — mówił do niej — musiałaś mi waćpanna czegoś zadać, co będzie miało ten skutek, że mi przez waćpannę skórę na jaszczur wyprawią.
Ale porzucić jej nie chciał i do głowy nawet nie dopuszczał tej myśli. Cóż więc miał robić?
— Ha! — myślał — księcia szukać nie czas! Przedemną morze, więc dam nurka w ono morze, przynajmniej się skryję, a Bóg da, to i na drugi brzeg przepłynę.
I postanowił przeprawić się na prawy brzeg dnieprowy.
Ale w Prohorówce nie było to rzeczą łatwą. Pan Mikołaj Potocki pozabierał jeszcze dla Krzeczowskiego i wyprawionych z nim wojsk wszystkie dumbasy, szuhaleje, promy, czajki i „pidizdki“, to jest mniejsze czółna i łodzie, począwszy od Perejasławia, aż do Czehryna. W Prohorówce był tylko jeden dziurawy prom. Na ten prom czekały tysiące ludzi zbiegłych z okolicznego Zadnieprza. W całej wiosce zajęte były wszystkie chaty,
Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.