pierwsze, zawierał przymówkę do małego wzrostu rycerza, a powtóre, do jego afektu dla księżniczki Barbary Zbaraskiej. Pan Wołodyjowski kochał się naprzód w starszej Annie, ale gdy tę zaswatano, przebolał i w cichości ofiarował serce Barbarze, sądząc, że nikt się tego nie domyśla. Więc też, gdy o tem od Anusi zasłyszał, choć to niby szermierz pierwszej wody i na szable i na słowa, skonfundował się tak, że języka w gębie zapomniał i tylko jąkał nie do rzeczy:
— Waćpanna także mierzysz wysoko, bo tak właśnie, jak głowa pana... Podbipięty...
— Wyższy on istotnie od waćpana i mieczem i polityką — odparła rezolutna dziewczyna. — Dziękujęć też, żeś mi go przypomniał. Dobrze i tak!
To rzekłszy, zwróciła się ku Litwinowi:
— Mości panie, zbliż się jeno waćpan. Chcę też i ja mieć swojego rycerza, a już nie wiem, czybym mogła na mężniejszej piersi oną szarfę przewiązać.
Pan Podbipięta oczy wytrzeszczył, jakby nie wierząc sobie czy dobrze słyszy, nareszcie jak rzuci się na kolana, aż podłoga zatrzeszczała:
— Dobrodziejko moja, dobrodziejko!
Anusia przewiązała szarfę, a potem małe rączki znikły całkiem pod płowymi wąsami pana Longina, rozlegało się tylko mlaskanie i mruczenie, którego słuchając, pan Wołodyjowski rzekł do porucznika Migurskiego:
— Przysiągłbyś, że niedźwiedź pszczoły psowa i miód wyjada.
Poczem odszedł z pewną złością, bo czuł w sobie Anusine żądło, a przecie kochał się w niej także swego czasu.
Ale już też i książę począł się z księżną żegnać —
Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.