Tymczasem Chmielnicki, postawszy czas jakiś w Korsuniu, do Białocerkwi się cofnął i tam stolicę swą założył. Orda zapadła koszem z drugiej strony rzeki, rozpuszczając zagony po całem województwie kijowskiem. Niepotrzebnie się też martwił pan Longinus Podbipięta, że mu głów tatarskich nie stanie. Pan Skrzetuski słusznie przewidywał, że zaporożcy, schwytani przez pana Poniatowskiego pod Kaniowem, fałszywą dali wiadomość: Tuhaj-bej nietylko nie odszedł, ale nawet do Czehryna się nie ruszał. Co więcej, nowe czambuły nadciągnęły ze wszystkich stron. Przyszli carzykowie azowski i astrachański, którzy nigdy przedtem w Polsce nie bywali, w cztery tysiące wojowników, przyszło dwanaście tysięcy hordy nohajskiej, dwadzieścia tysięcy biłgorodzkiej i budziackiej, wszystko zaklęci ongi Zaporoża i kozactwa nieprzyjaciele, dziś bracia i na krew chrześcijańską zaprzysięgli sprzymierzeńcy. Nakoniec przybył i sam Chan Islan Girej, z dwunastoma tysiącymi perekopców. Cierpiała od tych przyjaciół cała Ukraina, cierpiał nietylko stan szlachecki, ale i lud ruski, któremu palono wioski zabierano dobytek, a samych chłopów, niewiasty i dzieci pędzono w jassyr. W tych czasach mordu, pożogi i krwi