Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.

bym — ponieważ bunt jest potężny, więc układy siłą rzeczy mogą się rozbić.
I co będzie?
Gdy takie myśli opadły ciężką głowę hetmana, naówczas zamykał się w swej kwaterze i pił dnie całe i noce. Wówczas między pułkownikami i czernią rozchodziła się wieść: „hetman pije!“ i za przykładem jego pili wszyscy, karność się rozprzęgała, mordowano jeńców, bito się wzajemnie, rabowano łupy — rozpoczynał się sądny dzień, panowanie zgrozy i okropności. Białocerkiew zmieniała się w piekło prawdziwe.
Aż pewnego dnia, do pijanego hetmana wszedł szlachcic Wychowski, pod Korsuniem do niewoli wzięty i na sekretarza hetmańskiego awansowany. Wszedłszy, począł trząść bez ceremonii opoja, aż go wreszcie porwał za ramiona, na tapczanie posadził i ocucił.
— A ce szczo takie jakie łycho? — pytał Chmielnicki.
— Mości hetmanie, wstawaj i oprzytomnij — odpowiedział Wychowski. — Poselstwo przyszło!
Chmielnicki zerwał się na równe nogi i w jednej chwili otrzeźwiał.
— Hej! — wołał na pacholę kozackie, siedzące w progu — delią, kołpak i buławę!
A potem do Wychowskiego:
— Kto przyjechał? Od kogo?
— Ksiądz Patroni Łasko z Huszczy, od pana wojewody bracławskiego.
— Od pana Kisiela?
— Tak jest.
— Sława Otcu i Synu, sława Swiatomu Duchu i Swiatoj Preczystoj!! — mówił, żegnając się, Chmielnicki.