począł ryczeć, jak ranny tur. Z jednej strony układy, z drugiej miecz. Jeśli ruszy na księcia, będzie to oznaką, że nie chce układów, proponowanych przez pana z Brusiłowa.
Jedyna nadzieja pozostawała w Tatarach. Chmielnicki zerwał się i ruszył do Tuhaj-bejowej kwatery.
— Tuhaj-beju, mój przyjacielu! — rzekł po oddaniu zwykłych salamów — jakoś mnie pod Żółtą wodą i pod Korsuniem ratował, tak i teraz mnie ratuj. Przyszedł tu poseł od wojewody bracławskiego z pismem, w którem mnie wojewoda obiecuje kontentacyą, a wojsku zaporoskiemu powrócenie do dawnych swobód, pod warunkiem, żebym wojny zaprzestał, co ja uczynić muszę, chcąc swoją szczerość i dobrą chęć pokazać. A tymczasem przyszły tu wieści od niedruga mojego, księcia Wiśniowieckiego, że Pohrebyszcze wyciął i nikogo nie żywił — i dobrych mołojców moich wycina, na pale wbija — i świdrami oczy wierci. Na którego ja ruszyć nie mogąc, do ciebie z pokłonem przyszedłem, abyś ty na tego mojego i swojego niedruga z Tatary ruszył, gdyż inaczej wkrótce on tu na nasze obozy nastąpi.
Murza, siedząc na kupie kobierców, pobranych pod Korsuniem, lub złupionych po dworach szlacheckich, kiwał się czas jakiś w tył i naprzód, oczy zamrużył, jakby dla lepszego namysłu, nareszcie odrzekł:
— Ałła! ja tego uczynić nie mogę.
— Czemu? — pytał Chmielnicki.
— Bom i tak już dosyć dla ciebie bejów i czausów pod Złotą wodą i pod Korsuniem wytracił, po cóż mam jeszcze tracić? Jarema to wielki wojownik! Ruszę na niego, gdy i ty ruszysz, ale sam nie. Nie głupim w jednej bitwie wszystko, com dotąd zyskał, utracić —
Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.