Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.

lepiej mi czambuły po łup i jassyr wysłać. Dosyć ja już dla was, psów niewiernych, uczynił. I sam nie pójdę i chanowi będę odradzał. Rzekłem.
— Pomoc mi zaprzysiągłeś.
— Tak jest, alem przysięgał obok ciebie, nie za ciebie wojować. Idźże ty precz!
— Jam ci jassyr z mego własnego ludu pozwolił, łupy oddał, hetmanów oddał.
— Bo gdybyś nie oddał, tobym ja ciebie im oddał.
— Do chana pójdę.
— Idźże precz, capie, mówię ci.
I kończaste zęby murzy już zaczęły błyskać z pod warg. Chmielnicki poznał, że niema co tu robić, a dłużej nastawać niebezpiecznie, więc wstał i rzeczywiście udał się do chana.
Ale od chana takąż samą odebrał odpowiedź. Tatarzy mieli swój rozum i szukali własnej korzyści. Zamiast ważyć się na walną bitwę z wodzem, który za niezwyciężonego uchodził, woleli zagony rozpuszczać i bogacić się bez krwi przelewu.
Chmielnicki wrócił wściekły do swej kwatery i z desperacyi już do gąsiora się zabierał, ale mu go Wychowski wyrwał z ręki.
— Nie będziesz pił, mości hetmanie — rzekł. — Poseł jest, trzeba posła odprawić.
Chmielnicki wpadł w gniew straszliwy.
— Ja ciebie i posła każę na pal wbić!
— A ja ci gorzałki nie dam. Nie wstydże ci, gdy cię fortuna tak wysoko wyniosła, wódką się, jak prostemu kozakowi, zalewać? Tfu, tfu, mości hetmanie, nie może tak być. Wieść o przybyciu posła już się rozeszła. Wojsko i pułkownicy chcą na radę. Tobie nie pić teraz,