Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

ciwszy tę matkę, już drugiej takiej nie naleść, ani w chrześcijaństwie, ani w pogaństwie...“
Łoboda perejasławski przerwał czytanie:
— Prawdu każe — rzekł głośno.
— Prawdu każe! — powtórzyli inni pułkownicy.
— Ne prawdu, bresze psiawira! — wrzasnął Czarnota.
— Milcz! sam psiawira.
— Wy zdrajcy. Na pohybel wam!
— Na pohybel toby.
— Słuchać, czekać dalej! czytać! on nasz czołowik. Słuchać, słuchać!
Burza zbierała się na dobre, ale Wychowski jął dalej czytać, więc uciszyło się znowu.
Pisał wojewoda w dalszym ciągu, iż wojsko zaporoskie powinno mieć do niego ufność, gdyż wie dobrze, że on tej samej będąc krwi i wiary, życzliwym mu być musi; przypominał jako w nieszczęsnem krwi wylaniu pod Kumejkami i pod Starcem udziału nie brał, następnie wzywał Chmielnickiego, aby wojny poprzestał, Tatarów odprawił, albo na nich oręż obrócił — i w wierności dla Rzplitej się utrwalił. Wreszcie list kończył się w następujące słowa:
„Obiecuję waszmości, tak jakom synem Cerkwi bożej i jako dom mój ze krwie narodu ruskiego starożytnej idzie, że sam będę pomocny do wszystkiego dobrego. Wiecie WMć bardzo dobrze, że i na mnie w tej Rzplitej (za łaską Bożą) cokolwiek zależy, i bezemnie ani wojna uchwalona być może, ani pokój stanowiony, a ja pierwszy wnętrznej wojny nie życzę“ etc...
Powstały zaraz tedy tumulty za i przeciw, ale list w ogóle podobał się i pułkownikom i nawet towarzy-