Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.

weterani z trzydziestoletniej wojny. Gdym ich ujrzał, myślałem, że triarii rzymscy.
— Siła ich jest?
— Dwa pułki z dragonią, razem trzy tysiące ludzi.
— Szkoda, szkoda, wielkich rzeczy możnaby z taką pomocą dokazać!
Cierpienie widocznie odmalowało się na twarzy księcia. Po chwili rzekł, jakby sam do siebie:
— Nieszczęśnie to wybrano takich regimentarzy, na te czasy klęski! Ostroróg byłby dobry, gdyby wymową a łaciną można tę wojnę zażegnać; Koniecpolski, dziewierz mój, z krwi wojowników, ale młodzik, bez doświadczenia — a Zasławski ze wszystkich najgorszy. Znam ja jego od dawna. Człek to małego serca i miałkiego umysłu. Jego rzecz nad dzbanem drzemać, nie wojska sprawować... Tego ja głośno nie mówię, by nie sądzono, iż mnie invidia podnieca, ale straszne klęski przewiduję. I to teraz, teraz właśnie, tacy ludzie wzięli ster w dłonie! Boże, Boże, odwróć ten kielich! Co się też stanie z tą ojczyzną? Gdy o tem myślę, śmierci prędkiej pragnę, bom też już zmorzon bardzo i mówię ci, niedługo odejdę. Dusza się rwie do wojny, ale ciału sił braknie.
— Wasza książęca mość powinienbyś więcej zdrowia chronić, bo całej ojczyźnie siła na niem zależy, a już też znać, że trudy bardzo W. K. Mość poszczerbiły.
— Ojczyzna znać inaczej myśli, gdy mnie pominięto; i teraz szablę mi z ręki wytrącają.
— Gdy Bóg da, królewicz Karol infułę na koronę zmieni, będzie wiedział, kogo wynieść, a kogo karać, wasza K. Mość za dość potężny jesteś, by o nikogo teraz nie dbać.
— Pójdę też swoją drogą.