Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/239

Ta strona została uwierzytelniona.



ROZDZIAŁ XV.

Ale wojownicy, zbliżywszy się do siebie, zatrzymali konie i poczęli naprzód się lżyć wzajemnie.
— Bywajcie! bywajcie! zaraz tu psy waszem padłem nakarmimy! — wołali książęcy żołnierze.
— Wasze i dla psów się nie godzi.
— Pognijecie w tym stawie, zbóje bezecni!
— Komu pisano, te zgnije. Was tu prędzej ryby oszczypią.
— Z widłami do gnoju, chamy! Lepiej wam to przystoi, niż szabla.
— Chociaż my chamy, ale synki nasze będą szlachta, bo się z waszych panienek porodzą!
Jakiś kozak, widno zadnieprzański, wysunął się naprzód i złożywszy dłonie koło ust, wołał potężnym głosem:
— U kniazia dwie synowice! powiedzcie mu, żeby je Krzywonosowi przysłał...
Panu Wołodyjowskiemu aż pociemniało w oczach z wściekłości, gdy to bluźnierstwo usłyszał, i w tejże chwili wypuścił konia na zaporożca.
Poznał go zdala pan Skrzetuski, stojąc na prawem skrzydle z husarzami, i krzyknął na Zagłobę: