Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/248

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co to jest? co się stało? Jezus Marya! wzięto mnie w niewolę!
I na czoło wystąpiły mu krople zimnego potu. Widocznie owinięto mu głowę tak samo, jak on niegdyś Bohunowi. Ten ciężar, który czuje na ramieniu, to dłoń hajdamacka. Ale czemuż go nie prowadzą, lub nie zabijają? czemu stoi w miejscu?
— Puszczaj, chamie! — krzyknął wreszcie przyduszonym głosem.
Milczenie.
— Puszczaj, chamie! Daruję cię zdrowiem.
Żadnej odpowiedzi.
Pan Zagłoba raz jeszcze uderzył piętami w boki konia, ale znowu bez skutku. Zatknięte bydlę rozkraczyło się jeszcze szerzej i stało w miejscu.
Wówczas ostatnia pasya pochwyciła nieszczęsnego jeńca i dobywszy noża z pochwy, wiszącej mu na brzuchu, dał straszne pchnięcie w tył za siebie.
Ale nóż przeciął tylko powietrze.
Wtedy Zagłoba porwał obu rękoma za ową zasłonę, obwijającą mu głowę, i zerwał ją w mgnieniu oka.
— Co to jest?
Hajdamaków niema. Naokół pusto. Zdala tylko widać w dymie przelatujących kraśnych dragonów Wołodyjowskiego, a o kilkanaście stai dalej migocą zbroje husarzy, którzy gnają resztki niedobitków, zawracając je z pola ku wodzie.
Natomiast u nóg pana Zagłoby leży pułkowa chorągiew zaporoska. Widocznie uciekający kozak cisnął ją tak, że drzewcem wsparła się na ramieniu pana Zagłoby, a płachtą pokryła mu głowę.