Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/256

Ta strona została uwierzytelniona.

— A to quo modo?
— Bo — rzecze pan Zagłoba, odciągając rycerza od ogniska — waść swoim wojennym humorom i fantazyi dogadzając, wojujesz i wojujesz, a ona tam lacrimis się każdego dnia zalewa, napróżno responsu czekając. Czegoby inny nie uczynił, ale jużby dawno mnie wyprawił, mając w sercu afekt prawdziwy i nad jej tęsknością zlitowanie.
— Myślisz tedy waść do Baru wracać?
— Choćby dziś, bo i mnie jej żal.
Pan Jan oczy tęskne ku gwiazdom podniósł i tak mówił:
— Nie pomawiajże mnie waszmość o nieszczerość, bo Bóg mi świadek, że kawałka chleba do ust nie wezmę, ni nędznego ciała snem nie pokrzepię, żebym wprzód o niej nie pomyślał, a już to w sercu mojem nikt stalszej nad nią rezydencyi mieć nie może. A żem waszmości z responsem nie wyprawiał, to dlatego, żem sam chciał jechać, aby kochaniu folgę dać, i nie zwłócząc, ślubem się wiekuistym z nią połączyć. A niemasz takowych skrzydeł na świecie, ani takiego lotu, którymbym tam lecieć nie chciał, do tej niebogi mojej...
— To czemu waść nie lecisz?
— Bo mi przed bitwą tego czynić nie wypadało. Żołnierzem i szlachcicem jestem, przeto o honor dbać muszę...
— Ale dziś jest po bitwie, ergo... możemy ruszyć, choć zaraz...
Pan Jan westchnął.
— Jutro uderzymy na Krzywonosa...
— Tego to ja, widzi waść, nie rozumiem. Pobiliście młodego Krzywonosa, przyszedł stary Krzywonos;