— Co drugi Wołoch, to po śmierci będzie upiór — i wołoskie najgorsze ze wszystkich. Tam ich nazywają brukołaki.
— A kto mocniejszy, ojcze, did’ko czy upiór?
— Did’ko mocniejszy, ale upiór zawziętszy. Did’ka jak potrafisz zażyć, to ci będzie służył, a upiory do niczego, tylko za krwią wietrzą. Ale zawsze did’ko nad nimi ataman.
— A Horpyna nad did’kami reimentaruje.
— Pewnie, że tak. Póki jej życia, póty reimentarstwa. No, żeby ona nie miała nad nimi władzy, toby jej ataman swojej zuzuli nie oddał, bo brukołaki na dziewczyńską krew najłakomsze.
— A ja słyszał, że ony do duszy niewinnej nie mają przystępu.
— Do duszy nie mają, ale do ciała mają.
— Oj szkodaby krasawicy! Krew to z mlekiem! Wiedział nasz bat’ko, co w Barze brać.
Owsiwuj językiem klasnął.
— Niema co mówić. Złotaja Laszka...
— A mnie jej, ojcze, żal — mówił młody kozak. — Jak my ją w kołyskę kładli, to rączki białe składała, a tak prosyła i prosyła: ubij, każe, ne huby, każe, neszczastływoj!
— Nie będzie jej źle.
Dalszą rozmowę przerwało zbliżenie się Horpyny.
— Hej, mołojcy — rzekła wiedźma — to Tatarski rozłóg, ale nie bójcie się, tu tylko jedna noc w roku straszna, a Czortowy jar i mój hutor już zaraz.
Jakoż wkrótce dały się słyszeć szczekania psów. Orszak wszedł w gardło jaru, biegnącego prostopadle od rzeki, a tak wązkiego, że ledwie czterech konnych
Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/013
Ta strona została uwierzytelniona.