— Niema jej. Widzę cię znowu, a przy tobie ktoś, kto cię zdradzi. Twój druh nieszczery.
Bohun pożerał oczyma to piany, to Horpynę — i jednocześnie pracował głową, by pomódz wróżbom.
— Jaki druh?
— Nie widzę. Nie wiem, stary, czy młody.
— Stary! pewno stary!
— Może i stary.
— To wiem, kto to. On mnie już raz zdradził. Stary szlachcic z siwą brodą i z białem okiem. Na pohybelże jemu! Ale on mnie nie druh.
— On dybie na ciebie. Widzę znowu. Czekaj! jest i kniaziówna! jest, w wianku rucianym, w białej sukni, nad nią jastrząb.
— To ja.
— Może i ty. Jastrząb... czy sokół? Jastrząb!
— To ja.
— Czekaj. Już nie widać... W kole dębowem, w pianie białej... O! o! mnogo wojska, mnogo mołojców, oj, mnogo, jak drzew w lesie, jak bodiaków w stepie, a ty nad wszystkimi, przed tobą trzy buńczuki noszą.
— A kniaziówna przy mnie?
— Niema jej, ty w obozie.
Znowu nastała chwila milczenia. Koło huczało, aż się cały młyn trząsł.
— Hej, co tu krwi! co tu krwi! co trupów, wilcy nad nimi, krucy nad nimi! — zaraza nad nimi. Same trupy! same trupy! hen! hen! tylko trupy, nie widać nic, tylko krew!
Nagle powiew wiatru zwiał tuman z koła — a je-
Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/031
Ta strona została uwierzytelniona.