Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/032

Ta strona została uwierzytelniona.

dnocześnie wyżej, nad młynem, ukazał się potworny Czeremis, z wiązką drzewa na plecach.
— Czeremis, załóż stawidło! — zawołała dziewka.
To rzekłszy, poszła umywać ręce i twarz w strudze, a karzeł zahamował tymczasem wodę.
Bohun siedział zamyślony. Zbudziło go dopiero nadejście Horpyny.
— Ty nic więcej nie widziała? — spytał ją.
— Co się pokazało, to się pokazało, nic więcej nie obaczę.
— A nie łżesz?
— Na głowę brata, prawdę mówiłam. Jego na pal wsadzą. Wołami za nogi naciągną. Mnie jego żal. Hej, nie jemu jednemu śmierć pisana! Co się trupów pokazało! nigdy tyle nie widziałam; będzie wielka wojna na świecie.
— A ją ty widziała z jastrzębiem nad głową?
— Tak jest.
— I ona była w wianku?
— W wianeczku i w białej sukni.
— A skąd ty wiesz, że ten jastrząb to ja? Ja tobie o tym młodym Lachu szlachcicu powiadał — może to on.
Dziewka zmarszczyła brwi i zadumała się.
— Nie — rzekła po chwili, wstrząsając głową: — kołyby buw Lach, toby buw oreł.
— Sława Bohu! sława Bohu! Pójdę ja teraz do mołojców, żeby konie do drogi gotowali. W nocy ruszymy.
— Tak i koniecznie pojedziesz.
— Chmiel przykazywał i Krzywonos przykazywał. Ty dobrze widziała, że będzie wielka wojna, bo to samo ja w Barze, w piśmie od Chmiela, czytał.