tuski stawał się jednym z pierwszych oficerów księcia wojewody ruskiego.
Ale gdy przyjaciele rozpływali się z radości, winszując mu nowego zaszczytu, twarz jego nie zmieniła się ani na chwilę i pozostała tak samo surową i kamienną, bo już nie było takich godności a dostojeństw na świecie, któreby mogły ją rozjaśnić.
Wstał jednak i poszedł dziękować księciu, a tymczasem mały Wołodyjowski chodził po jego kwaterze, zacierając ręce.
— No, no! — mówił — porucznik nominowany w husarskiej chorągwi! W takich młodych latach jeszcze się to chyba nikomu nie zdarzyło.
— Żeby mu Bóg wrócił tylko szczęście! — rzekł Zagłoba.
— Ot, co jest! ot, co jest! Uważaliście, że ani drgnął.
— Wolałby się on tego zrzec — rzekł pan Longinus.
— Mości panie — westchnął Zagłoba — cóż dziwnego! Jabym oto te moje pięć palców za nią oddał, chociażem nimi chorągiew zdobył.
— Tak to tak!
— Ale to pan Suffczyński musiał umrzeć? — zauważył Wołodyjowski.
— Pewnie, że umarł.
— Kto też namiestnictwo weźmie? Chorąży młodzik i dopiero od Konstantynowa funkcyę sprawuje.
Pytanie to pozostało nierozstrzygnięte — ale odpowiedź na nie przyniósł z powrotem sam porucznik Skrzetuski.
— Mości panie — rzekł do pana Podbipięty — książę mianował waści namiestnikiem.
Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/052
Ta strona została uwierzytelniona.