drużbowie skoczyli naprzód, by piersiami zasłonić mołodycie przed niespodzianym napadem.
Pan Zagłoba skoczył tuż przed nich i machając szablą, świecąc nią w oczy przerażonemu chłopstwu, począł wrzeszczeć:
— Ha! skórczybyki, psie chwosty, rebelizanty! Do buntu wam się zachciało! Za Krzywonosem trzymacie, łajdaki? na przeszpiegi jeździcie? drogę wojsku tamujecie? na szlachtę rękę podnosicie? Dam ja wam, pieskie dusze bezecne! W dyby pokuć każę, na pal powbijać, o szelmy! o poganie! Teraz za wszystkie zbrodnie zapłacicie!
Stary i biały jak gołąb drużba zeskoczył z konia, zbliżył się do szlachcica i chwyciwszy go pokornie za strzemię, począł kłaniać się w pas, a błagać:
— Zmiłujcie się, jasny rycerzu, nie gubcie biednych ludzi. Bóg nam świadek, my niewinni, nie do buntu my idziemy, my z cerkwi, z Husiatyna, naszego krewniaka Dymitra, kowala, z bondarówną Ksenią wieńczyli. My z weselem, z korowajem.
— To niewinni ludzie, panie — szepnął wachmistrz.
— Precz mi! To szelmy! Od Krzywonosa na wesele przyszli — huknął Zagłoba.
— Kołyb jeho trastia mordowała! — zawołał starzec. — My jego na oczy nie widzieli, my biedni ludzie. Zmiłujcie się, jasny pane, dozwólcie przejść, my nikomu zła nie czynimy, a swoją powinność znamy.
— Do Jarmoliniec w łykach pójdziecie!...
— Pójdziemy gdzie każecie, panie! Wam rozkazywać, nam słuchać! Ale wy nam łaskę zróbcie, jasny rycerzu! przykażcie panom żołmirom, żeby oni nam zła
Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/073
Ta strona została uwierzytelniona.