Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ot, z dwunastu wszystkiego, a kilku rannych, już tam nie bardzo nas bili.
— A waszmość, panie Michale?
— Ze trzydziestu, bom na nieprzygotowanych uderzył.
— A wasze, panie poruczniku?
— Tylu, ilu pan Longinus.
— A ja dwóch. Powiedźcież sami, kto lepszy wódz? Ot, co jest! Pocóżeśmy tu przyjechali? po służbie książęcej, wieści o Krzywonosie nałapać, otóż powiem waszmościom, że jam się pierwszy o nim dowiedział i z najlepszych ust, bo od Bohuna, i wiem, że pod Kamieńcem stoi, ale oblężenia myśli zaniechać, bo go tchórz obleciał. To wiem de publicis, ale wiem też jeszcze i coś innego, od czego radość wstąpi waćpaństwu w serca i o czem dotąd nie mówiłem dlatego, że chciałem, abyśmy w kupie o tem radzili; byłem też dotąd niezdrów, bo mnie fatygi obaliły i od tego zbójeckiego wiązania w kij wnętrzności we mnie rebelizowały. Myślałem, że mnie krew zaleje.
— Mówże waszmość, na miłość Boską! — zawołał Wołodyjowski. — Zaliżeś co o naszej niebodze słyszał?
— Tak jest, niech jej Bóg błogosławi — rzekł Zagłoba.
Pan Skrzetuski podniósł się na całą swą wysokość i usiadł natychmiast — i nastała taka cisza, że słychać było brzęczenie komarów na okienku, aż pan Zagłoba zabrał głos znowu:
— Żyje ona, wiem to na pewno i jest w Bohunowem ręku. Moi mości panowie, straszne to ręce, ale przecie Bóg nie pozwolił, aby ją krzywda lub hańba spotkała. Moi mości panowie, to mnie sam Bohun powiadał, którenby prędzej czem innem chełpić się gotów.