ciskać hełmy, pancerze, broń, namioty! Aż tu jedzie książę na czele husaryi w srebrnej zbroi: sześć pochodni koło niego niosą, a on stoi w strzemionach i krzyczy: „Mości panowie, jam został, kupą do mnie!“ gdzie tam! nie słyszą go, nie widzą, lecą na husaryę, mieszają ją, przewracają ludzi i konie, ledwieśmy księcia samego uratowali — potem po zdeptanych ogniskach, w ciemności, niby wezbrany potok, niby rzeka, wszystko wojsko w dzikim popłochu wypada z obozu, rozprasza się, ginie, ucieka... Niemasz już wojsk, niemasz wodzów, niemasz Rzeczpospolitej, jest tylko hańba niezbyta i noga kozacka na szyi...
Tu pan Wierszułł jęczeć począł i konia targać, bo go szał rozpaczy ogarnął; ten szał udzielił się innym i jechali wśród owego dżdżu i nocy jak obłąkani.
Jechali długo — pierwszy Zagłoba przemówił:
— Bez bitwy — o szelmy! o takie syny! pamiętajcie, jak wspaniałą postać w Zbarażu czynili? jak sobie zjeść Chmielnickiego bez pieprzu i soli obiecywali. O szelmy!
— Gdzie tam! — krzyknął Wierszułł — uciekli po pierwszej bitwie wygranej nad Tatary i czernią, po bitwie, w której nawet pospolite ruszenie jako lwy walczyło.
— Jest w tem palec Boży — rzekł Skrzetuski — ale jest i jakowaś tajemnica, która wyjaśnić się musi...
— Bo gdyby wojsko pierzchło — to się na świecie zdarza — rzekł Wołodyjowski — ale tu wodze pierwsi obóz opuścili, jakby chcąc umyślnie nieprzyjacielowi wiktoryę ułatwić i wojsko na rzeź wydać.
— Tak jest! tak jest! — rzecze Wierszułł — mówią też, że to umyślnie uczynili.
— Umyślnie? — na rany Boskie, to nie może być!
Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.