Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

Na ten widok senatorowie, wojskowi, a za nimi całe tłumy zaryczały ogromnym płaczem i był jeden głos w tym kościele:
— Ratuj!
Książę zakrył oczy rękoma — a gdy podniósł twarz i w jego źrenicach błyszczały łzy — jednak się wahał. — Co się stanie z powagą Rzeczypospolitej, jeśli on tę buławę przyjmie?!
Wtem wstał podczaszy koronny.
— Jam stary, — rzekł — nieszczęśliwy i przybity. Mam prawo zrzec się ciężaru, któren jest nad moje siły, i włożyć go na młodsze barki. Otóż wobec tego Boga ukrzyżowanego i wszystkiego rycerstwa, tobie oddaję buławę — bierz ją.
I wyciągnął oznakę ku Wiśniowieckiemu. Nastała chwila takiej ciszy, że słyszałbyś przelatującą muchę, nakoniec rozległ się uroczysty głos Jeremiego.
— Za grzechy moje — przyjmuję.
Wtedy szał opanował zgromadzenie. Tłumy złamały stalle, przypadały do nóg Wiśniowieckiego, ciskały kosztowności i pieniądze, wieść rozniosła się lotem błyskawicy po całem mieście — żołnierstwo odchodziło od zmysłów z radości i krzyczało, że chce iść na Chmielnickiego, na Tatarów i sułtana! — mieszczanie nie myśleli już o poddaniu, ale o obronie do ostatniej kropli krwi; ormianie znosili dobrowolnie pieniądze do ratusza, zanim o szacunku poczęto mówić; żydzi w bóżnicy podnieśli wrzask dziękczynny — armaty na wałach oznajmiły grzmotem radosną nowinę; po ulicach palono z rusznic, samopałów i pistoletów. Okrzyki: „niech żyje!” trwały przez całą noc. Ktoś, rzeczy nieświadom, mógłby