Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

Michał od kolaski Anusinej, przy której dotąd koniem toczył, do ciągnących znacznie z tyłu chorągwi, aby szyk sprawić i w ordynku dalej już ciągnąć. Zaledwie jednak ujechał kilkanaście kroków, gdy usłyszał, że pędzi ktoś za nim — obejrzał się: był to pan Charłamp, rotmistrz lekkiego znaku pana wojewody wileńskiego i Anusin adorator.
Wołodyjowski wstrzymał konia, bo od razu zrozumiał, że pewnie przyjdzie do jakowegoś zajścia, a lubił z duszy takie rzeczy pan Michał; pan Charłamp zaś zrównał się z nim i z początku nic nie mówił, sapał tylko i wąsami srodze ruszał, widocznie szukając wyrazów — nakoniec ozwał się:
— Czołem, czołem, panie dragan!
— Czołem, panie pocztowy.
— Jak waszmość śmiesz nazywać mnie pocztowym — pytał, zgrzytając zębami, pan Charłamp — mnie towarzysza i rotmistrza? ha?
Pan Wołodyjowski począł podrzucać obuszek, który trzymał w ręku, całą uwagę skupiwszy niby na to tylko, by po każdym młyńcu chwytać go za rękojeść — i odrzekł, jakby od niechcenia:
— Bo po pętelce nie mogę poznać szarży.
— Waść całemu towarzystwu uwłaczasz, którego nie jesteś godzien.
— A to dlaczego? — pytał z głupia frant Wołodyjowski.
— Bo w cudzoziemskim autoramencie służysz.
— Uspokójże się waćpan — rzecze pan Michał — choć w dragonach służę, przeciem jest towarzysz i to nie lekkiego, ale poważnego znaku pana wojewody —