Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wyzywasz mnie? — pytał, przymrużając oczy, Wołodyjowski.
— Ty mnie sławę mołojecką wziął, ty mnie pohańbił! mnie twojej krwi potrzeba.
— To i zgoda — rzekł Wołodyjowski.
— Volenti non fit iniuria — dodał Zagłoba. — Ale któż królewiczowi list odda?
— Niechże was głowa o to nie boli; to moja sprawa!
— Bijcie się tedy, kiedy nie może być inaczej — mówił Zagłoba. — Gdyby ci się też poszczęściło, mości watażko, z tym oto kawalerem — bacz, że ja drugi staję. A teraz chodź, panie Michale, przed sień, mam coś pilnego powiedzieć.
Dwaj przyjaciele wyszli i odwołali Kuszla z pod okna alkierza, poczem Zagłoba rzekł:
— Mości panowie, zła nasza sprawa. On naprawdę ma list do królewicza — zabijemy go, to kryminał. Pomnijcie, że kaptur „propter securitatem loci” w dwóch milach od pola elekcyi sądzi — a to wszakże quasi poseł! Ciężka sprawa! Musimy się chyba potem gdzie schować, albo może książę nas osłoni — inaczej może być źle. A znowu puszczać go wolno — jeszcze gorzej. Jedyna to sposobność oswobodzenia naszej niebogi. Gdy go nie będzie na świecie, łatwiej ją odszukamy. Bóg sam widocznie chce jej i Skrzetuskiemu pomódz — ot, co jest! Radźmy, mości panowie.
— Waść przecie znajdziesz jaki fortel? — rzekł Kuszel.
— Już to przez mój fortel sprawiłem, że on sam nas wyzwał. Ale trzeba świadków, obcych ludzi. Moja myśl jest, aby na Charłampa zaczekać. Biorę to na sie-