każę, ale za to wy mnie dajcie kawalerski wasz parol, że jeśli mnie Bóg poszczęści, tak wy nie będziecie już jej szukać. Wy za siebie przyrzeczecie i za pana Skrzetuskiego, a ja wam powiem.
Trzej przyjaciele spojrzeli po sobie:
— My tego nie możem uczynić! — rzekł Zagłoba.
— O, jako żywo nie możem! — wykrzyknęli Kuszel i Wołodyjowski.
— Tak? — rzekł Bohun i brwi jego ściągnęły się, a oczy zaiskrzyły. — Czemuż to wy, panowie Lachy, nie możecie tego uczynić?
— Bo pan Skrzetuski jest nieobecny, a oprócz tego wiedz o tem, że żaden z nas szukać jej nie przestanie, choćbyś i pod ziemię ją ukrył.
— Tak wyby taki targ ze mną uczynili: ty kozacze duszę oddaj, a my tobie szablą! O nie doczekacie! A co to wy myśleli, że u mnie szabla kozacka nie ze stali? — że już nademną, jak krucy nad ścierwem, kraczecie? A czemu to mnie ginąć, nie wam? Wam trzeba mojej krwi, a mnie waszej! zobaczymy, kto czyjej dostanie.
— Więc nie powiesz?
— A poco mnie mówić? — Na pohybelże wam wszystkim!
— Na pohybel tobie! Warteś, by cię na szablach roznieść.
— Spróbujcie — rzekł watażka, wstając nagle.
Kuszel i Wołodyjowski porwali się również z ławy.
Groźne spojrzenia poczęły się krzyżować, wezbrane gniewem piersi oddychały mocniej i nie wiadomo, do czegoby było doszło, gdyby nie Zagłoba, który spojrzawszy w okno, wykrzyknął:
— Charłamp ze świadkami przyjechał!
Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.