Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

— My zaś oświadczamy — rzekł Wołodyjowski — iż jeśli wyjdziesz zwycięzcą z walki ze mną, tedy od woli twej zależy, czy jeszcze zechcesz bić się z panem Zagłobą, a w żadnym razie nikt więcej cię nie będzie wyzywał, ani też kupą na cię nie napadną, i odjedziesz gdzie zechcesz — na co parol kawalerski dajem i waszmościów teraz przybyłych prosimy, aby ze swej strony także to przyrzekli.
— Przyrzekamy — rzekli uroczyście Charłamp i dwaj Sieliccy.
Wówczas Bohun wręczył list Chmielnickiego do królewicza Eljaszeńce i rzekł:
— Ty ceje pyśmo korolewiczu widdasz i koły ja pohybnu, tak ty skażesz i jomu i Chmielnickomu, szczo moja wyna buła, i szczo ne zdradoju mene zabyły.
Zagłoba, któren pilne miał oko na wszystko, zauważył, że na ponurej twarzy Eljaszenki nie odbił się najmniejszy niepokój — widać zbyt był pewny swego atamana.
Tymczasem Bohun zwrócił się dumnie do szlachty.
— No, komu śmierć, komu życie — rzekł. — Możem iść.
— Czas, czas! — odrzekli wszyscy — zasadzając poły od kontuszów za pasy i biorąc pod pachy szable.
Wyszli przed karczmę i skierowali się ku rzeczce, która płynęła śród zarośli głogów, dzikich róż, tarek i choiny. Listopad postrącał wprawdzie liść z krzewin, ale gęstwa była tak zbita, że czerniała jakoby wstęga kiru, het przez puste pola aż ku lasom. Dzień był wprawdzie blady, ale pogodny tą melancholiczną pogodą jesieni, pełną słodyczy. Słońce bramowało łagodnie złotem obnażone gałęzie drzew i rozświecało żółte wydmy pias-