znaki życia. Widocznie był w konwulsyi przedśmiertnej, nogi jeno drgały, a palce skrzywione nakształt szponów darły piasek. Zagłoba spojrzał i machnął ręką.
— Ma dosyć! — rzekł — żegna się ze światem.
— Aj! — rzekł jeden z Sielickich, spoglądając na ciało — to już trup.
— Ba, prawie na dzwona pocięty.
— Nielada to był rycerz — mruknął, kiwając głową Wołodyjowski.
— Wiem coś o tem — dodał Zagłoba.
Tymczasem Eljaszenko chciał dźwignąć i unieść nieszczęsnego atamana, ale że był człowiek dość wątły i niemłody, a Bohun prawie do olbrzymów należał — więc nie mógł. Do karczmy było kilka stai, a Bohun lada chwila mógł skonać, essauł, widząc to, zwrócił się do szlachty.
— Pany — wołał, składając ręce. — Na Spasa i Światuju Przeczystoju pomożite! Ne dajte szczob win tut kiszczez jak sobaka. Ja staryj ne zdużaju, a lude dałeko...
Szlachta spojrzała po sobie. Zawziętość przeciw Bohunowi znikła już we wszystkich sercach.
— Pewnie, że trudno go tu jak psa zostawić — mruknął pierwszy Zagłoba. — Skorośmy z nim na pojedynek stanęli, to już on dla nas nie chłop, ale żołnierz, któremu taka pomoc się należy. Kto ze mną go poniesie, mości panowie?
— Ja — rzekł Wołodyjowski.
— To go ponieście na mojej burce — dodał Charłamp.
Po chwili Bohun leżał już na opończy, której końce pochwycili Zagłoba, Wołodyjowski, Kuszel i Eljaszenko —
Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/186
Ta strona została uwierzytelniona.