pan Zagłoba zaspokoił już nieco pierwszy głód dwoma miskami juszki, rzekł do Wierszuła:
— Nie suponujeszże waćpan, gdzie mógł jechać pan Skrzetuski?
Wierszuł kazał iść precz pachołkom, posługującym do stołu, po chwili namysłu tak mówić począł:
— Suponuję, ale siła Skrzetuskiemu na tajemnicy zależy, więc nie chciałem przy służbie gadać. Korzystał on z pomyślnego czasu, bo pewnie tu do wiosny będziem w spokoju stali — i wedle moich supozycyj, pojechał na poszukiwanie kniaziówny, która w Bohunowem jest ręku.
— Bohuna niema już na świecie — rzekł Zagłoba.
— Jakto?
Pan Zagłoba opowiedział po raz trzeci, czy czwarty wszystko jak było, bo opowiadał to zawsze z przyjemnością; Wierszułł również, jak pan Longinus, nie mógł się wydziwić zdarzeniu, nakoniec rzekł:
— To Skrzetuskiemu będzie łatwiej,
— W tem rzecz, czy ją odnajdzie. A ludzi ze sobą wziął jakowych?
— Nikogo, sam pojechał — z jednym Rusinkiem, pacholikiem i z trzema końmi.
— To już roztropnie postąpił, bo tam tylko fortelami trzeba radzić. Do Kamieńca możnaby może z chorągiewką dojść, ale już w Uszycy i w Mohylowie pewno stoją kozacy, bo tam zimowniki dobre, a w Jampolu ich gniazdo — trzeba tam iść albo z całą dywizyą, albo samemu.
— A skądże waćpan wiesz, że on w tamtą właśnie stronę się udał? — pytał Wierszułł.
— Bo ona tam ukryta za Jampolem i o tem on
Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/219
Ta strona została uwierzytelniona.