Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/239

Ta strona została uwierzytelniona.

Chmielnicki zmarszczył się jeszcze mocniej, ale się pohamował i siadł po lewej stronie, mrucząc:
— Naj korol bude w Warszawi, a ja na Rusi. Nie dość ja widzę na karki wam nastąpił.
Kisiel nie odrzekł nic, jeno oczy podniósł ku niebu. Miał on już przedsmak tego, co go czekało, i słusznie pomyślał w tej chwili, iż jeśli droga do Chmielnickiego była Golgotą, to posłowanie przy nim męką samą.
Konie ruszyły do miasta, w którem grzmiało dwadzieścia dział i biły wszystkie dzwony. Chmielnicki jakby w obawie, by komisarze nie poczytali tych odgłosów za cześć wyłącznie im wyrządzoną, rzekł do wojewody:
— Tak ja nie tylko was, ale i innych posłów przyjmował, których do mnie przysłano.
I Chmielnicki mówił prawdę — istotnie bowiem poprzysyłano już do niego, jakby do udzielnego księcia, poselstwa. Wracając się z pod Zamościa, pod wrażeniem elekcyi i klęsk przez litewskie wojska zadanych, nie miał hetman w sercu ani połowy tej pychy, ale gdy Kijów wyszedł naprzeciw niego ze światłem i chorągwiami, gdy akademia witała go „tamquam Moijsem, servatorem, salvatorem, liberatorem populi de servitute lechica et bono omine Bohdan — od Boga dany“ — gdy wreszcie nazwano go „illustrissimus princeps” — tedy, wedle słów współczesnych: „podniosła się tem bestya“. Poczuł istotnie swoją siłę i grunt pod nogami, jakiego dotąd mu nie dostawało.
Poselstwa zagraniczne były milczącem uznaniem zarówno jego potęgi, jak udzielności; stała przyjaźń Tatarów, opłacana większością zdobytych łupów i nieszczęsnym jassyrem, który ten wódz ludowy z ludu wybierać pozwolił — obiecywała poparcie przeciw każdemu nie-