Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/289

Ta strona została uwierzytelniona.

wie przewróci. Jakiż ma być Bohun? Albo to go jegomość nie zna?
— Gadaj, bo cię nożem pchnę! — wrzasnął Zagłoba. — Gdzieś Bohuna widział?
— We Włodawie! Czego waszmościowie odemnie chcecie? — wołał przestraszony pachołek. — Cóżem to ja zbój...
Zagłoba odchodził od zmysłów, tchu mu zabrakło i padł na ławę, dychając ciężko; pan Michał przybył mu na pomoc:
— Kiedyś Bohuna widział? — pytał Rzędziana.
— Trzy tygodnie temu.
— To on żyje?
— Co nie ma żyć; sam mnie opowiadał, jakeś go jegomość popłatał, ale się wylizał...
— I on tobie mówił, że panna pod Raszkowem?
— Któż inny?
— Słuchaj, Rzędzian, tu o życie twego pana i panny chodzi! Czy tobie sam Bohun mówił, że ona nie była w Kijowie?
— Mój jegomość, jak ona miała być w Kijowie, kiedy on ją pod Raszkowem ukrył i Horpynie przykazał pod gardłem, żeby jej nie puszczała, a teraz mnie piernacz dał i pierścień swój, żebym ja tam do niej jechał, bo jemu się rany odnowiły i sam musi leżeć, niewiadomo jak długo.
Dalsze słowa Rzędziana przerwał pan Zagłoba, który się z ławy na nowo zerwał i schwyciwszy się obu rękoma za resztki włosów, począł krzyczeć, jak szalony:
— Żyje moja córuchna na rany Boskie, żyje! to nie ją w Kijowie zabili! żyje ona, żyje, moja najmilsza!