Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.4.djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.

rywaj, panie Janie. Pan Michał usiekł w Warszawie Bohuna, jakeśmy ci to mówili...
— Lepiejbyś waść nie wspominał — rzekł Litwin.
— Co się wymówiło, to się wymówiło — odparł Zagłoba — choć wolałbym był nie wspominać, ale idę dalej; otóż pan Podbipięta z Myszykiszek zdusił owego Pułjana, a ja Burłaja. Nie zamilczę wszelako waćpaństwu, że oddałbym tamtych wszystkich za jednego Burłaja i że pono najcięższą miałem robotę. Dyabel to był, nie kozak, co? Żebym tak miał synów, legitime natos, pięknebym im imię zostawił. Ciekawym tylko, co Król Jegomość i sejmy na to powiedzą, jak nas nagrodzą, nas, którzy się siarką i saletrą więcej, niż czem innem żywimy.
— Był większy od nas wszystkich rycerz — rzekł pan Longinus — a nazwiska jego nikt nie wie i nie pamięta.
— A to ciekawym kto taki? Chyba w starożytności? — rzekł urażony Zagłoba.
— Nie w starożytności, ale, brateńku, ten, który króla Gustawa Adolfa pod Trzcianną razem z koniem obalił i w jasyr wziął — rzekł Litwin.
— A ja słyszałem, że było to pod Puckiem — wtrącił pan Michał.
— Wszelako król mu się wyrwał i zbiegł — rzekł Skrzetuski.
— Tak jest! Wiem ja coś o tem — mówił, przymykając oko, pan Zagłoba — bom wtedy właśnie pod panem Koniecpolskim, ojcem chorążego, służył — wiem ja coś o tem! Modestya to nie pozwala onemu rycerzowi powiedzieć swego nazwiska i dlatego nikt go nie wie. Chociaż, wierzcie w to, co powiem: Gustaw Adolf