Kulwiec-Hippocentaurus oczy przymrużył i począł wąsami ruszać gwałtownie.
— Wolę z dziewczyną — odrzekł — a z waścią to chyba potem...
Wtem nadbiegł Ranicki, z twarzą już pocętkowaną plamami, bo już burdę poczuł.
— Coś za jeden, zawalidrogo? — pytał, chwytając za szablę.
Uhlik przestał grać, a Kokosiński zakrzyknął:
— Hej, towarzysze! do kupy! do kupy!
Ale już za Józwą sypnęli się Butrymowie, starcy potężni i wyrostki ogromne; poczęli się także skupiać, pomrukując, jak niedźwiedzie.
— Czego chcecie, guzów szukacie? — pytał Kokosiński.
— At! co gadać! poszli precz! — rzekł z flegmą Józwa.
Na to Ranicki, któremu chodziło o to, aby czasem nie obyło się bez bójki, uderzył Józwę rękojeścią w piersi, aż się rozległo w całej izbie i krzyknął:
— Bij!
Rapiery zabłysły, rozległ się wrzask niewiast, szczęk szabel, zgiełk i zamieszanie. Wtem olbrzymi Józwa wycofał się z potyczki, porwał stojącą wedle stołu z gruba ciosaną ławę i podniósłszy ją, jakby leciuchną deseczkę, zakrzyknął:
— Rum! rum!
Kurz wstał z podłogi i przesłonił walczących, jeno w zamęcie jęki poczęły się odzywać...