w której wyrzekli się króla i Rzeczypospolitej… Odtąd tam ma już być Szwecya, nie Polska.
— Na miłosierdzie boskie! Na rany Ukrzyżowanego!… To się chyba świat kończy?… Co ja słyszę?… Jeszcześmy wczoraj z Janem mówili o tej groźbie od Szweda, bo były wieści, że idą, ale obaj byliśmy pewni, że to się na niczem skończy, a co najwięcej na wyrzeczeniu się tytułu króla szwedzkiego przez naszego pana, Jana Kazimierza.
— A tymczasem zaczęło się od utraty prowincyi, a skończy się, Bóg wie na czem.
— Przestań waćpan, bo mnie krew zaleje!… Jakże?… I waćpan był pod Ujściem?… i waćpan patrzył na to wszystko własnemi oczyma?!… Toż to poprostu zdrada była najzaraźliwsza, w dziejach niesłychana!
— I byłem i patrzyłem, a czy to była zdrada, sam waszmość, gdy wszystko usłyszysz, osądzisz. Staliśmy pod Ujściem, pospolite ruszenie i piechota łanowa, razem z piętnaście tysięcy ludzi i zalegaliśmy pasy nad Notecią ab incursione hostili. Prawda, że wojska było mało, a waszmość, jako doświadczony żołnierz, wiesz najlepiej, czy pospolite ruszenie może je zastąpić, a tem bardziej wielkopolskie, gdzie szlachta znacznie od wojny odwykła. Jednakże, gdyby się wódz był znalazł, można było postaremu dać wstręt nieprzyjacielowi i przynajmniej zatrzymać go, pókiby Rzeczpospolita jakich posiłków nie obmyśliła. Ale ledwie się Wittemberg pokazał, zaczęto zaraz paktować, nim się kropla krwi polała. Potem przyjechał Radziejowski i swemi namowami sprawił to, co mówiłem, to jest i nieszczęście i hańbę, jakiej przykładu dotąd nie było.