pijanemu wymówione szyję ucinać, tedyby ani jeden szlachcic w tej Rzeczypospolitej z głową nie chodził. A neminem captivabimus? Czy to furda?
— Masz waść przykład na sobie i na nas! — rzekł Stanisław Skrzetuski.
— Bo to się stało z prędkości, ale wierzę w to mocno, że się książe zreflektuje. My obcy ludzie, żadnym sposobem pod jego jurysdykcyą nie podchodzimy. Musi na opinią zważać i od gwałtów nie może poczynać, aby sobie szlachty nie narażać. Jako żywo! zawielka nas kupa, aby wszystkim głowy postrącać. Nad oficyjerami ma prawo, temu nie mogę negować, ale tak myślę, że się na wojsko będzie oglądał, które pewnie o swoich nie omieszka się upomnieć... A gdzie twoja chorągiew, panie Michale?
— W Upicie!
— Powiedz mi jeno, jestżeś pewny, że twoi ludzie wiernie przy tobie staną?
— Zkąd mam wiedzieć? Miłują mnie dosyć, ale wiedzą, że hetman nade mną.
Zagłoba zamyślił się na chwilę.
— Dajże mnie do nich ordynans, aby mnie we wszystkiem słuchali, jako ciebie samego, jeśli się wśród nich ukażę.
— Waćpanu się zdaje, żeś już wolny!
— Nie wadzi nic. Bywało się w gorszych opałach i Bóg ratował. Daj ordynans dla mnie i dla obydwóch panów Skrzetuskich. Kto pierwszy się wymknie, ten zaraz do chorągwi ruszy i innym ją na ratunek przyprowadzi.
— Co waść bredzisz! Szkoda czasu na gadanie!