zostać, czyli iść z nami, którzy ostatni dech chcemy za ojczyznę puścić, ostatnią kroplę krwi za nią wylać?… Bodajby ziemia nas pożarła, nimeśmy hetmanowi obedyencyą wypowiedzieli… Ale bogdajby dusze nasze z piekła nie wyjrzały, jeżelibyśmy króla i ojczyznę dla prywaty Radziwiłła mieli zdradzić!…
Mowa ta wielkie na panu Rochu zdawała się czynić wrażenie. Oczy wytrzeszczył, usta otworzył i po chwili rzekł:
— Czego waszmościowie ode mnie chcecie?
— Byś z nami razem poszedł do wojewody witebskiego, który przy ojczyźnie będzie się oponował.
— Ba! kiedy ja mam rozkaz do Birż waszmościów odwieźć.
— Gadajże z nim! — rzekł Mirski.
— To też chcemy, byś nie usłuchał rozkazu!… byś hetmana opuścił i z nami poszedł, zrozumże! — rzekł zniecierpliwiony Oskierka.
— Mówcie sobie wasze moście, co chcecie, a z tego nie będzie nic… Ja żołnierz! coby ja był wart, gdybym hetmana opuścił. Nie mój rozum, tylko jego; nie moja wola, tylko jego. Jak on zgrzeszy, to on będzie i za mnie i za siebie odpowiadał, a moja psia powinność jego słuchać!… Ja tam prosty człowiek, czego ręką nie zrobię, tego i głową… Ale to wiem, żem słuchać powinien i kwita.
— Róbże co chcesz! — zakrzyknął Mirski.
— Już to mój grzech — mówił dalej pan Roch — że ja do Kiejdan kazał nawracać, bo mnie kazali do Birż jechać… Jeno, żem zgłupiał przez tego szlachcica, który choć krewny, a taką rzecz mi uczynił, którejby i obcy nie uczynił… Żebyto nie krewny, ale krewny!